czwartek, 13 października 2016

Byłam na czarnym proteście. Jestem nieuleczalnie chora na jedną z chorób z autoagresji, mój mąż również choruje przewlekle. Oboje bierzemy leki, codziennie. I będziemy je brać do końca życia. Nie rodziłam jeszcze, nie wiem, jakie to uczucie nosić dziecko pod sercem, ale wiem, jakie to uczucie zwijać się z bólu, nie jeść prawie niczego, bo od wszystkiego następuje krwawa biegunka, gorączka po 40 stopni i przewlekła niedokrwistość. Wiem, jakie to uczucie z lęku przed napadem bólu nie wychodzić z domu przez 3 miesiące, płacząc z bólu i bezsilności. Wiem też, jak to jest, kiedy lekarze stawiają błędne diagnozy przez ponad pół roku, lecząc po omacku. Nigdy nie będę zdrowa i nie wiem, jaką decyzję podejmę, kiedy moje dziecko okaże się być chore tak, jak ja (choć oczywiście - oby nie), ale protestuję, bo chcę mieć wybór, bo moje leki, a biorę kilkanaście tabletek dziennie nie są tanie, bo remisja może się skończyć w każdej chwili, a moje dziecko nie musi znosić tej całej machiny NFZ, która o mało nie wpędziła mnie do grobu!

Nikt za mnie nie cierpi, nikt nie nie wysypia się za mnie, kiedy ze snu wyrywa mnie ból i nikt za mnie nie zdecyduje, czy urodzę, czy nie, bo to moje sumienie, moje życie, moja choroba.

Jestem ze wszystkimi kobietami, które chcą urodzić chore dziecko i z tymi, które nie chcą, bo zwyczajnie mamy prawo wybrać. Siła jest kobietą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz