czwartek, 13 października 2016

Od ponad 5 lat staramy się z partnerem o dziecko... niestety bez sukcesów. Po około roku starań zaczęliśmy szukać przyczyny naszych niepowodzeń... na razie bezskutecznie :( Niepłodność idiopatyczna (idiotyczna:/) - to walka z wiatrakami, bo nawet nie znamy swojego wroga... do tego stwierdzone: Hashimoto, podwyższona prolaktyna (teraz jest ok po Bromergonie), mutacja MTHFR, podwyższony poziom komórek NK... Od urodzenia mam też porfirię wątrobową ostrą przerywaną, czyli prawie wszystkie leki przy leczeniu niepłodności są zakazane - mogą wywołać atak, który może zakończyć się śmiercią (tak zmarła moja babcia - złe znieczulenie)... wszystkie leki biorę więc na własną odpowiedzialność - a jest ich dużo.

Za nami 4 lata walki... 2 inseminacje, 3 in vitro i 2 poronienia... Niech nikt nie śmie twierdzić, że in vitro to droga na skróty... Ci, co tak sądzą na pewno nigdy nie rozmawiali z niepłodną parą, ani nie zagłębili się tak na prawdę w temacie. Na razie przegrywamy każdą bitwę, ale mam nadzieję, że wygramy wojnę. Biorę udział w OSK, ponieważ chcę mieć prawo do leczenia swej niepłodności; prawo do decydowania o tym, jeśli ciąża (tak wyczekiwana) będzie zagrażała mojemu życiu, żebym sama mogła podjąć decyzję czy chcę ją spróbować donosić; prawo do tego, żeby przerwać cierpienie dziecka (i swoje), jeśli okazałoby się, że jest śmiertelnie chore.

Jakim prawem Jarosław Kaczyński chce skazywać ludzi na patrzenie na śmierć własnych dzieci ("Ale będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię").

Ja straciłam 2 wczesne ciążę i ten ból zostanie ze mną do końca życia..., lecz gdybym czuła ruchy dziecka i straciła je zaraz po porodzie, to bym chyba umarła z cierpienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz