niedziela, 23 października 2016

Ostatnio sporo mówi się kobietach, o ich obowiązkach i powinnościach, we wszystkich dziedzinach życia. Przede wszystkim o ich roli jako żony i matki. Co muszą, jak powinny się zachowywać, co im wolno, czego nie. Kodeks etyczny - tyle, że po katolicku, wedle światła religii. Według widzimisię zaborców watykańskich, światopoglądów możnowładców kościelnych i pomniejszych ich sługusów.
Nikogo tak naprawdę nie interesuje, co myślą i czego chcą kobiety. To dla rządu i wszechpanoszącego się kleru nie ma żadnego znaczenia. Nie ma znaczenia także dla części kobieco-katolickiej naszego społeczeństwa. Mogą dziać się demonstracje, strajki i rozróby, a oni i tak pozostaną głusi na babskie argumenty. Kler katolicki i obecnie panujący rząd obmyślili sobie, iż uczynią z polskich kobiet naczynia zbiorcze na męską świętą spermę i maszyny do wydawania potomstwa według powiedzenia: "Płódź, ródź i głódź."

Ogromna uwaga przywiązywana jest do momentu poczęcia, do ciąży i narodzin. Natomiast życie zaistniałe po narodzinach zostaje traktowane jako persona non grata. Zdaje się być ono tematem tabu, niewygodnym i wstrętnym. Dowody na to dostarczyło mi samo życie.

Jako matka dwojga dzieci, w tym niepełnosprawnego, mam w tym temacie naprawdę wiele do powiedzenia. Gdy byłam w ciąży, doznawałam jako takiej troski. Poród syna... . Nieobecność katolickich lekarzy świętujących imieniny Beaty i Grzegorza w pokoju lekarskim, ich lekceważenie swoich obowiązków i wręcz natarczywe upominanie się o łapówki bez udzielenia mi pomocy - pozostały w mojej pamięci do dziś. A konsekwencje ich haniebnego zachowania? Na wskutek zbyt długo trwającego porodu i braku obecności lekarzy podczas niego doszło do niedotlenienia mózgu dziecka i sinicy. Resztę można sobie dopowiedzieć.

Przez dziewiętnaście lat prowadziłam sama rehabilitację syna wspierana przez rodzinę, paru wspaniałych lekarzy i nauczycieli.
Nieprzespane noce, przepłakane dni, siwizna w wieku trzydziestu lat, zszarpane nerwy i mocno nadszarpnięte zdrowie, nerwica, depresja i to poczucie bycia gorszą. Ileż to razy słyszałam od napotkanych katolickich matek i babć:
"Ojej, kalekie dziecko, pewnie nagrzeszyłaś kobito, to i karę masz!"
"Marysiu, Igorku, nie baw się z tym plują!"
"A co tam, jak on taki niekumaty, to może i lepiej żeby umarł."
Trudno zachować zimną krew i pozytywne nastawienie w takich momentach... .

Później trudna ciąża z córką, strach o jej życie, poród w zagrożeniu, a następnie kolejki, kolejki, kolejki do lekarzy.
Można by długo pisać o niekompetencji nauczycieli w szkołach specjalnych, o braku podstawowej wiedzy na temat najnowszych osiągnięć w rehabilitacji wśród pielęgniarek i lekarzy, o braku empatii u pracowników domów opieki społecznej i o nietolerancji społeczeństwa katolickiego dla osób niepełnosprawnych. Doskonale wiem, ile czasu, wiedzy, wysiłku potrzeba, by wychować bardzo trudne dziecko. Wiem, jak bardzo trzeba być zdeterminowanym, zdyscyplinowanym, przekornym i odważnym, by opiekować się tak chorym człowiekiem. Jak bardzo wtedy są potrzebne nadzieja, optymizm, wiara i empatia, by umieć obcować można rzec z kosmitą we własnym domu. Ile razy myślałam, że dłużej nie dam rady; że jeśli upadnę, to nie powstanę; że cały wszechświat jest przeciwko mnie i mojej rodzinie...

Najwięcej pogardy, niechęci, braku zrozumienia, lekceważenia doznawałam od tych, którzy uzewnętrzniali się jako "bardzo czynnie wierzący katolicy miłosierni". Od księży, którzy nie pozwolili dzieciom chorym popływać w swoim parafialnym basenie (bo im do wody naplują i nasikają), od pielęgniarek i lekarzy obwieszonych wisiorkami z krzyżem (doprosić się pomocy i porady nie można było), od nauczycieli organizujących święta katolickie w szkołach specjalnych (uznawali mnie za zdziwaczałą matkę). Smutne to, ale prawdziwe. Ci, którzy mianowali siebie świętymi, diabłami więcej się okazywali.

Takich dzieci jak mój syn rodziło się i rodzi bardzo dużo. Nie widać ich jednak na ulicach, w teatrach i w kinach, ani w innych miejscach użyteczności publicznej. Nie stwarza się im warunków do normalnego, pełnego akceptacji ułomności życia. Nie daje się im za bardzo okazji do zaistnienia i do pokazania się takimi, jakimi są. W zamian każe się im zamykać się w przedszkolach i szkołach specjalnych, w których naucza się ich według zasad obowiązujących dzieci zdrowe i świadome swoich zachowań. Nie szanuje się w nich indywidualności osobowościowej małych niepełnosprawnych uczniów. Na studiach też rzadko bywają traktowani po ludzku i muszą przebijać się przez mur ignorancji i chamstwa. W pracy są lekceważeni, traktowani jako obywatele "gorszej jakości" i mniej opłacani. Przez ZUS bywają traktowani jako zwykli wyłudzacze rent. W domach opieki społecznej są notorycznie okradani przez personel i zdrowszych na umyśle pensjonariuszy. Jeśli trafią do szpitala, nie zważa się tam w ogóle na ich podstawowe potrzeby - a celują w tym szpitale psychiatryczne.
Co rzuca się w oczy, w większości tych placówek na ścianach obok orłów wiszą symbole wyznania katolickiego. W placówkach służby zdrowia i oświatowych urządza się wszystkie święta katolickie. I co z tego? Niewiele. Wyznawcy katolicyzmu bardzo dużo mówią o miłości, miłosierdziu i trosce o innych, a niewiele czynią w zgodzie ze swoimi słowami; jeśli już, to na pokaz.

Obecnie wymaga się od polskich kobiet, by postępowały zgodnie z wolą i zamysłami kościoła katolickiego i rządu PiS-u.
Nakazuje się nam:

-stosować jedynie antykoncepcję naturalną,
- płodzić dzieci, ile się da, do zupełnego wyeksploatowania kobiecego organizmu,
-donaszać ciąże zagrażające zdrowiu i życiu dziecka oraz matki; donaszać ciąże terminalne,
-donaszać ciążę zaistniałe na wskutek gwałtów i związków kazirodczych;
-rodzić dzieci tak chore, że mają minimalne szanse na przeżycie lub mają przed sobą życie pełne bólu i cierpienia,
-cierpieć na rozkaz.

Zakazuje się nam:
-używania antykoncepcji wszelakiej syntetycznej,
-dokonywania wyborów odnośnie naszego życia,
-dokonywania wyborów czy chcemy cierpieć czy być szczęśliwą,
-życia według naszych marzeń,
-niedługo zakaże nam się żyć w ogóle...

Jako kobieta, jako żona, jako matka będę broniła swojej wolności, swojej niezależności i swojego prawa do decydowania o moim życiu - nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć. Tym bardziej ktoś, kto sam ma w sobie tyle sprzeczności i jest tak bardzo przeciwny podstawowym prawom natury; kto jedno myśli, drugie mówi, a trzecie czyni.
Będę broniła przyszłości kobiet - i oby do mnie dołączały inne...

Pozdrawiam serdecznie i życzę ZWYCIĘSTWA !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz